By eukaryotes
Rodriguez Gallery, Poznań, 03.12.2021–05.02.2022
Piotr Bosacki, Michał Smandek
Plaster pszczeli i jawajski mech
Powiedziałem: „Im intensywniej mówiłem o plastrze pszczelim, tym Bosackiego coś od niego odwodziło. A mianowicie”, powiedziałem, „mech jawajski”. „Osobliwe”, powiedziałem, „a mówię teraz o pewnej błahostce, która jednak stanowi pewien fenomen: w chwili, kiedy ja zaczynałem mówić o plastrze pszczelim, Bosacki zaczynał mówić o mchu jawajskim. Bosackiego, im bardziej mnie zaprzątał plaster pszczeli, z każdą chwilą coraz bardziej zaprzątał mech jawajski. Ja mówiłem o plastrze, a on mówił o mchu”. Bosacki powiedział: „Przez cały czas myślałem: «musisz mówić o plastrze pszczelim», ale mówiłem o mchu jawajskim”. Powiedziałem: „A ja mówiłem o plastrze pszczelim, nie zaś o mchu jawajskim, o czym bowiem ja miałem mówić tego dnia, jeśli nie o plastrze pszczelim! Naturalnie mogłem myśleć wyłącznie o plastrze pszczelim! A Bosacki myślał wyłącznie o mchu jawajskim! Podobnie jak mnie coraz bardziej i bardziej zaprzątała myśl o plastrze pszczelim, Bosacki był coraz bardziej i bardziej zaprzątnięty mchem jawajskim, a w stopniu, w którym mnie, mówiącego o plastrze pszczelim, irytował Bosacki, mówiący o mchu jawajskim, Bosackiego, mówiącego o mchu jawajskim, irytowałem ja, który mówiłem wyłącznie o plastrze pszczelim. Potworna irytacja!”, powiedziałem. „Słyszałem, jak Bosacki co chwila włącza się w moje niekończące się gadanie o plastrze pszczelim, komentując mech jawajski. To było niewiarygodnie osobliwe”, powiedziałem, „że w miarę upływu czasu ja coraz więcej mówiłem wyłącznie o plastrze pszczelim i wyłącznie o plastrach pszczelich, a Bosacki wyłącznie o mchu jawajskim. Bosacki mówił coraz głośniej o mchu jawajskim, a ja coraz głośniej o plastrze pszczelim. Głośno, z jednakową głośnością, jednocześnie z jednakową głośnością mówiliśmy obaj, Bosacki o niesamowitym mchu jawajskim, ja o niesamowitym plastrze pszczelim. Potem zaś”, powiedziałem, „nastąpił taki moment, kiedy obaj mówiliśmy wyłącznie o plastrze pszczelim, a potem taki, gdy mowa była wyłącznie o mchu jawajskim. Podczas jednak kiedy tak obaj mówiliśmy o mchu jawajskim, ja myślałem wyłącznie o plastrze pszczelim, a kiedyśmy mówili o plastrze pszczelim, Bosacki myślał wyłącznie o mchu jawajskim. Na zmianę mówiliśmy więc o plastrze pszczelim, podczas gdy Bosacki myślał wyłącznie o mchu jawajskim, i o mchach jawajskich, gdy tymczasem ja byłem myślami przy plastrach pszczelich. Przeze mnie o plastrze, przez Bosackiego o mchu. Kiedy mówiliśmy o plastrze pszczelim, ja myślałem, że Bosacki chce mówić o mchu jawajskim, a kiedyśmy mówili o mchu jawajskim, ja chciałem mówić wyłącznie o plastrze pszczelim. „Ja”, powiedział Bosacki, „chciałem mówić o tym mchu jawajskim w porównaniu z mchem lądowym, który widziałem kiedyś w lesie, o porównaniu między mchami jawajskimi a naszymi, o różnicy między mchem jawajskim a naszym”. Powiedziałem: „Ja naturalnie byłem całkowicie owładnięty plastrem pszczelim, ale Bosacki w równie naturalny sposób nie był owładnięty mchem jawajskim!”, powiedziałem. „Kiedyśmy mówili o mchu jawajskim”, powiedział Bosacki, „to Smandek bez przerwy wykrzykiwał Wysokie koszty! albo Niesamowite koszty!, podczas gdy ja, kiedy mówiliśmy o plastrze pszczelim, nieustannie wypowiadałem takie słowa, jak akwarystyka, akwarium, obserwacja, rokietowate”. „W istocie jednak”, powiedziałem, „tego dnia, niezależnie od tego, o czym mówiliśmy, i tak mówiliśmy wyłącznie o wystawie”. *
Michał Smandek
By eukaryotes
Artyści w swych kontaktach zawodowych dużo żartują. Na pewno częściej niż prawnicy. (Nawiasem mówiąc, jest to ciekawy temat potencjalnych badań statystycznych w zakresie nauk o sztuce). Wynika to chyba z faktu, że zazwyczaj trudno powiedzieć, co jest meritum zjawiska artystycznego. Jeśli więc ktoś uprawia zawód artysty, czyli zawód o nieokreślonym meritum, to siłą rzeczy wiele ma to wspólnego z żartem.
Wystawa nasza miała początkowo mieć tytuł „Glony i pszczółki” (tak sobie żartowaliśmy), ponieważ Smandek zrobił obiekty związane z ulami, a ja zrobiłem obiekty związane z roślinnością akwariową. Oczywiście nie mogliśmy dać takiego tytułu, ponieważ brzmiałby zanadto infantylnie. Do tego mógłby ktoś pomyśleć, że pszczoły i rośliny wodne stanowią meritum naszych prac, a tego byśmy nie chcieli ze względu na domyślną nieokreśloność sensu dzieła.
Nie ulega jednak wątpliwości, że wytwory prezentowane na wystawie są dziełem pszczół, roślin i nas (ludzi). Szukaliśmy więc wspólnej nazwy dla tych trzech głównych grup wykonawczych. Termin Eukarioty jest tu idealny. Eukarioty (jądrowce) to domena obejmująca rośliny i zwierzęta, a więc: pszczoły, mech jawajski, glony nitkowate, moczarkę kanadyjską i homo sapiens. Stąd tytuł By eukaryotes.
W związku z powyższym przeciętnemu bywalcowi wernisaży (który z jakiegoś powodu poczuwałby się do obowiązku refleksji teoretycznej) przyszłyby na myśl wątki ekologiczne, albo nawet posthumanistyczne: na przykład koncepcja pokrewieństwa i wspólnoty wszystkich istot; dalej wątek odrzucenia perspektywy antropocentrycznej, i w konsekwencji, wątek odrzucenia hierarchii między człowiekiem, pszczołą i glonem.
Powiem krótko, nadając wystawie tytuł By eukaryotes, nadal raczej żartowaliśmy, niż zgłębialiśmy tajemnice posthumanizmu (jeśli miałbym wybierać między tymi dwoma możliwościami). W tym żarcie chodzi o to, że zrobiliśmy wystawę razem z pszczołami i roślinami wodnymi. Koniec. Nic więcej tam nie ma. I może dobrze, ponieważ do koncepcji posthumanistycznych mam pewien dystans.
Dla przykładu, (głoszona przez człowieka) koncepcja odrzucenia perspektywy antropocentrycznej, skądinąd bardzo piękna w swej mitycznej utopii (chociażby dlatego, że poszerza świadomość ekologiczną i horyzonty nauk przyrodniczych), robi wrażenie filozoficznego greenwashingu. (Przy czym mówiąc „filozoficzny”, jesteśmy łaskawi, ponieważ w istocie nie jest on filozoficzny, lecz nomenklaturowy). Wystarczy tylko trochę sceptycyzmu, by pomyśleć: Człowiek, który deklaruje, że „rezygnuje z perspektywy człowieczej”, jest jak ten sadownik, który prowadząc swą „politykę sadowniczą”, wytruł prawie wszystkie drzewa, po czym ogłasza swe współczucie dla wszystkich roślin, i mówi, że warto by spojrzeć na sprawę spoza perspektywy „sadownictwa”. W imię nowego otwarcia zmienia nazwę swego skompromitowanego przedsiębiorstwa z „sadownictwo” na „postsadownictwo”. Dodatkowo zapada na schizofrenię, by sam móc wierzyć w to, że dzięki „odnowie pojęć”, już przyszłego lata, jako postsadownik, cieszyć się będzie plonami, jakich dotąd nie widziano. (Przy czym uwaga o schizofrenii to punkt widzenia zewnętrznego obserwatora, który nie rozumie, że to nie nazwy się zmieniły, tylko istota rzeczywistości. W gruncie rzeczy też nie można tu mówić o zmianie nazwy, ponieważ „sadownictwo” już nie istnieje. Nie można zmienić nazwy czegoś, czego nie ma).
Kiedy przychodzi do mnie posthumanista i opowiada, o „perspektywie pozaludzkiej”, zastanawiam się zawsze, czym on się właściwie różni od chrześcijańskich kapłanów, głoszących „królestwo nie z tego świata”. (To naprawdę ciekawe ćwiczenie antropologiczne z działu Mistycyzm). W kwestii „pozaludzkich perspektyw”, stoję na stanowisku tradycyjnie pozytywistycznym. Wszystko (każde zjawisko psychiczne) idzie przez mózg ludzki, mówiąc szerzej, przez ciało. I nawet jeśli dzięki jakimś geometrycznym kalkulacjom uznamy ciało za nieskończenie rozciągłe, to tym bardziej każde zjawisko psychiczne (nawet najdziwniejsze) będzie zjawiskiem psychiki ludzkiej. (Starzy kabaliści mówili: Człowiek składa się z wszystkich rzeczy).
Sytuacja, w której człowiek twierdzi, że jest reprezentantem jakiejś „perspektywy pozaludzkiej”, jest analogiczna z sytuacją następującą: Wypuszczamy z drukarki kartkę, na której napisane jest: „Ten wydruk nie pochodzi z drukarki”. Tylko ludzie naiwni (albo ci, którzy bardzo chcą doświadczyć rewelacji) uwierzą w treść napisu.
Dalej kwestia zniesienia hierarchii między człowiekiem a resztą bytów. Mit równości powszechnej jest piękny w swej utopii, ale nie nadaje się do zastosowań. W najlepszym wypadku należy raczej do kryptomistycznej poezji życzeniowej. Doświadczenie uczy, że organizm lub układ (fizyczny, biologiczny, społeczny) niehierarchiczny, to koncepcja wewnętrznie sprzeczna. Proszę sobie wyobrazić Układ Słoneczny bez hierarchii. Gdybyśmy (jakimś cudem) znieśli hierarchię (np. grawitacyjną) w naszym Układzie, zaczęlibyśmy tego żałować po ośmiu minutach.
Ten tekst nie wszystkim się musi podobać, ale, proszę mi wierzyć, jest całkowicie szczery. Tę szczerość stosuję dla dobra nauk o sztuce. Im szczersze będą wypowiedzi artystów, tym celniejsza będzie antropologia twórczości.
Piotr Bosacki
*inspirowane fragmentem „Zaburzenia” Thomasa Bernharda w przekładzie Sławy Lisieckiej