Koniec jednak nastąpi
Instytut Polski w Düsseldorfie, 17.02–04.05.2022
Michał Smandek, Angelika J. Trojnarski
kuratorka Monika Szewczyk
koordynacja Monika Kumięga
Prezentowana w Instytucie Polskim w Düsseldorfie wystawa Angeliki J. Trojnarski i Michała Smandka opiera się na budowaniu niepokoju za pomocą pozornie kojących środków. Piękne malarstwo, estetyczne fotografie, minimalistyczne, mobilne lub nie, formy, sięgnięcie po naturalne (roślinne lub stworzone przez owady) materiały – wszystko to powinno dać nam ukojenie i poczucie bezpieczeństwa. Dlaczego nie daje? Może dlatego, że sami odczuwamy niepokój. Naukowcy nie mają wątpliwości, że koniec świata rozumiany jako koniec życia na ziemi jest nieunikniony, sporne jest tylko to, jak szybko nastąpi. Michał Smandek i Angelika J. Trojnarski, każde w swoim obszarze, skrupulatnie badają relacje kultury i natury.
Obrazy Angeliki w wyrafinowanej strukturze i ferii barw przekazują nam entuzjazm artystki, jej zachwyt nad światem, naturą i jej optymizm, nadzieję na zachowanie status quo. Nie są jednak wolne od świadomości kryzysu. W subtelnych , onirycznych płótnach wnikliwy widz znajdzie powidok dystopii. Siła tego malarstwa leży w kontrastującej z jego efektownością metodzie budowania powierzchni, przez naprzemienne nakładanie warstw ich zdejmowanie i fragmentaryzowanie, a także w akceptacji drobnych niekonsekwencji, zabrudzeń, przylepionych papierków i płótna pozbawionego malatury. Mogłoby to sprawiać wrażenie nonszalancji, gdyby nie ogromna delikatność tych interwencji , które dodają obrazom Angeliki jakiś bardzo indywidualny rys, wnosząc napięcie w świat, który wydaje się idealny. W kolażach z serii Pirocen, dla których inspiracją są pożary w Australii i Kalifornii, Angelika posuwa się jeszcze dalej, poddając je działaniu ognia. Te dramatyczne prace są jednocześnie uwodzicielsko piękne podobnie, jak chmura z kwiatów kłującego ostu. Artystka podchodzi do rzeczywistości z dystansem badacza, jej warsztatem, jej laboratorium jest sztuka, stąd waga kontekstu estetycznego. Węgierski noblista Albert Szent-Gyorgyi powiedział kiedyś, że odkrycie naukowe polega na tym, że „widząc to co wszyscy inni, dostrzega się to, czego nikt nie zauważył”, podobnie jest z dziełem sztuki.
Michał Smandek z metodycznym spokojem obserwuje zjawiska przyrodnicze, by następnie delikatnie naruszyć zachodzący proces. Dychotomia natury i kultury jest obecna w jego pracach w sposób naturalny i oczywisty, zaczerpnięta jest z doświadczenia artysty-pszczelarza, artysty-podróżnika. Zwykle pszczelarza nie korci ingerowanie w porządek „architektury” ula, zadawanie pytań: co jeśli? to domena artysty. Jako artysta Michał zachowuje pełną mądrości pokorę, pozwala by nie zawsze jego było na wierzchu, akceptuje indywidualizm owadów jako współautorów pracy. Pozostawiając nas w niepewności co jest zapisem rzeczywistości, dokumentacją natury, a co artystyczną interwencją, uświadamia istnienie sytuacji o „wysokim współczynniku sztuki” i to, jak konieczna w procesie tworzenia jest wrażliwość postrzegania. Jest coś bardzo empatycznego i świadomego w tej postawie: powściągliwość wysyłanego komunikatu, pozostawienie miejsca na wrażliwość odbiorcy i szczególna uważność wobec świata. Jego minimalne interwencje nie burzą porządku, ale uświadamiają nam wrażliwą granicę między naturą a aktywnością człowieka. Przekraczanie tej granicy zawsze niesie ze sobą ryzyko katastrofy; pod wyrafinowaną minimalistyczną formą kryje się jej zapowiedź.
Monika Szewczyk
dokumentacja fotograficzna Hanne Brandt